Vespera
g/sennik

Wreszcie jakiś sen z fabułą trzymającą się kupy... a więc tak: wracałam z kolegą, nie pamiętam skąd. On jechał do swojego miasteczka, a ja miałam jechać dalej jeszcze kilka kilometrów do swojego domu. On jechał rowerem, a ja miałam taki zabawny samochodzik jednoosobowy. Czarny i malutki, ale stylistyką nawiązywał do Lambo :) Siedziałam w nim z nogami wyciągniętymi do przodu pod szybę, a kierownicę miałam między kolanami. Ale ten mój samochodzik jeździł dość szybko i bardzo bawiło mnie to, że kolega jedzie za mną rowerem. Robiłam wokół niego kółka, wyjeżdżałam do przodu, czekałam, ogólnie nabijałam się z niego.
Potem dojechaliśmy do jego miasteczka. Leżało ono nad rzeką. Na drugim brzegu był zamek podobny do zamku w Ogrodzieńcu (byłam tam niedawno, zapewne stąd to podobieństwo), jednakże był on w stanie idealnym. Rodzina kolegi prowadziła w nim hotel. Poszłam do nich na kolację, potem miałam wracać do domu. Zjedliśmy i przyszedł jeszcze jeden znajomy. Udawaliśmy, że go nie lubimy i ganialiśmy się po ogrodzie jak dzieci. Potem przyszło jeszcze więcej ludzi, w tym mój narzeczony z naszym kotem i troll (nie taki jak z Wiedźmina, tylko taki nieduży ludek jak z cyklu fantasy co go teraz czytam). Była tam też koleżanka z gimnazjum i kilkoro dzieci. Patrzyliśmy przez okno na zachód słońca, a tu nagle wybuch w oddali, jakby jakiś wielki meteoryt spadł - i to w miejscu, gdzie mniej więcej był mój dom, do którego miałam jeszcze jechać.
Okazało się, że to byli kosmici, wylądowali na Ziemi i zamieniali ludzi w zombie. Przyszli i do nas na zamek, schowaliśmy się w najwyższej wieży. Wleźli do nas, popatrzyli i sobie poszli. Stwierdziliśmy, że to dlatego przez kota albo trolla - przestraszyli się i zostawili nas w spokoju. C. d. n.

#