
Mawiają że siła mężczyzny nie leży w jego słowach, lecz czynach.
Tylko jak ocenić jego siłę kiedy od zawsze w tej kulturze jest od nich odwodzony i besztany za te których dokonał, lub które mógłby zrobić?
Czy nie jest zatem logiczne że siłą mężczyzny w tych czasach jest powstrzymanie się od wszystkiego co mogłoby dowodzić jego siły, a jednocześnie stygmatyzuje się go za to że nie jest męski?
Gdzie sens, gdzie logika? Gdzie cel i zasady?
Odpowiedzią jest że ich nie ma i zostały zniszczone, zatrute, obrzydzone i wykoślawione przez spisek słabych sługusów kobiet, kult ich waginy i kult słabości oraz kult wiktymizacji.
Jeżeli zatem mam żyć w takim świecie, to uważam to za błogosławieństwo, bo z czystym sumieniem i błogosławieństwem wszystkich tych którzy zostali zniszczeni, wycierpieli juz dużo i cierpią przez ten jebany matriarchat,.. mogę spuścić bestię ze smyczy i pozwolić jej realizować najdziksze fantazje bo to i tak będzie Pro Publico Bono.