Właśnie wpadłem na genialny pomysł na bohatera opowiadania/książki/komiksu/gry you name it. I to takiego naszego własnego badassa :)
Pseudonim Głowacz a w cywilu nasz swojski Bartos Głowacki. Były chorąży grenadierów krakowskich, bohater bitwy pod Racławicami. W swoim uniwersum nie zginął pod Szczekocinami a Kościuszkowska Insurekcja była udana i Rzeczpospolita zaczęła podnosić się po drugim rozbiorze. Do trzeciego już nie doszło. Były to brutalne czasy mającej trwać długie lata krwawej wojny w konsekwencji której RP nie tylko odzyska ziemie zagrabione w 1772 i 1793, ale wręcz wywalczy nowe i stanie się największym państwem Europy. To jednak pieśń przyszłości...
Tak czy inaczej Głowacz to weteran z PTSD podobny do Nicka z Łowcy Jeleni. Wyobraźcie go sobie jako barczystego i żylastego chłopa z bujną czupryną i prawilnym januszowym wąsem sumiastym. Ubiorem nawiązuje do używanego przez niego w czynnej służbie munduru: nosi sukmanę jednak nie z lnu i konopi tkaną a ze skóry szytą. Podobnie jego czucha (płaszcz) mimo tradycyjnego kroju ze skóry jest sporządzona. Do tego spodnie już tradycyjne, materiałowe i buty z wysokimi cholewami. Na głowie zawadiacko przekrzywiona kościuszkowska rogatywka.
Za szerokim tradycyjnym pasem zatknięte ma dwa pistolety i długi nóż, przy boku szablę. Na plecach natomiast to co kosynierzy lubią najbardziej. Na sękatym stylisku na sztorc osadzona kosa o złowieszczym wyglądzie. Ponoć tak ostra, że babie lato w locie wzdłuż potrafi przecinać a musze końskiej odwłok ogolić.
Twarz zdecydowanie nie piękna, ale i nie szkaradna. Rysy twarzy ostre, jak z kamienia ciosane, silna kwadratowa szczęka, głęboki jasne oczy i krzaczaste brwi. Dodatkowego charakteru owej fizjonomii nadaje kilka blizn częściowo ukrytych pod kilkudniowym zarostem. Włosy Bartos ma ciemne i już posypujące się siwizną. Skóra ogorzała od częstego pobytu na słońcu i wietrze. Wokół oczu widać jaśniejsze, mniej opalone "kurze łapki". Głowacz albo często się uśmiecha, albo mruży oczy bo niedowidzi...
Jak myślita chopiska, jest potencjał?
Bartos lubi się napić w końcu swojak a i stres przeżyty coś znaczy, ale do bitki pod wpływem nieśpieszny. No chyba, że go ktoś podkurwi wtedy może dojść do rękoczynów. Jako, że chłop z pochodzenia więc nosa nie zadziera, ale w kaszę sobie dmuchać nie da. Prosty i prawdomówny, czasem słowem grubym rzuci. Nie jest jednak prostakiem, w niejednym już zakątku Europy fontanny krwi z wrogów Rzeczypospolitej wyczarowywał.
@borysses: Hm, a dlaczego nie ktoś bliższy naszym czasom? Np, zawadiacki Borys - trochę znudzony życiem, zmęczony codzienną rutyną, który pewnego dnia postanawia wyrwać się z egzystencjonalnego marazmu i rzuca się w wir ekstatycznych doznań przeplatanych onirycznymi wizjami z pogranicza snu i jawy za sprawą najróżniejszych substancji psychoaktywnych - całość rozgrywa się w magicznej krainie nieskończonych pubów, mgły i miejskiego brudu w której dominuje wszechobecna wilgoć wraz ze słodkim zapachem ulicznych rzygowin... Taki bardziej naturalistyczny dr Gonzo osadzony w bliżej nieokreślonej teraźniejszości.
@scape: Strumień świadomości oraz generalny charakter i umiejscowienie jak u Joyce'a? Paaaanie, nie chce mi się kolejnego Ulyssesa pisać :P
@scape: Heh, wiem z czego jest Gonzo :) Tylko puby, mgła i brud to Dublin a nie Las Vegas :) A akcję w stylu doktora dziennikarstwa i jego kompana prawnika to parę lat temu z ziomusiem odjebaliśmy jadąc na sylwka do Manczestera. To były 2 tygodnie takiego, hmmm bratania się ze swoją podświadomości i psychonautyki wyczynowej, że aż się dziwię, że to przeżyliśmy :)
@borysses: Wiem, że wiesz. ; ]
Jeśli będziesz się czuł na siłach to możesz śmiało wrzucać jako #coolstory - mógłbyś liczyć na mojego UV.
Tytuł roboczy dla powyższego opowiadania: Lęk i upodlenie w Lądku. ;d