Zapisuję tutaj żeby nie zapomnieć bo sen b. dobry fabularnie szkoda żeby się zmarnował.

Zaczyna się że siedzę w korytarzu jakiegoś biura. Czerwony dywan, migająca jarzeniówka, przede mną stolik z popielniczką wypełnioną petami, na nim leży gruba książka w szarej obwolucie. Zamiast tytułu ma tylko napisane "BRECHT". Książka przez cały czas wraca w różnych momentach snu. Wyglądam na zewnątrz i okazuje się że jestem na dosyć wysokim piętrze. Na zewnątrz socrealistyczne, ponure budynki, szeroka pusta droga a wszystko zasypane śniegiem. Wiem że na kogoś lub na coś czekam.
Następne ujęcie - jestem w gabinecie. Przede mną grubas za potężnym biurkiem. Nie pamiętam jego nazwiska, wiem że towarzysz X jest wpływowym członkiem Komitetu Centralnego w tym kraju (bliżej nieokreślonego jakaś mieszanina demoludów).
Zdaję sobie sprawę z tego kim jestem - wykładowcą marksizmu-leninizmu, redaktorem naczelnym głównego organu Partii - "Czerwonego Sztandaru", prowadzę działalność partyjną. Wiem że mam ambicje ale nie mogę się przebić. Grubas oferuje mi miejsce w Komitecie Centralnym ale muszę napisać artykuł krytykujący Pierwszego Sekretarza. Na podane hasło mam go w ostatniej chwili opublikować. Widzę dla siebie szansę, zgadam się.
Artykuł jest ukryty w tej szarej książce na półce w mojej biblioteczce. Wiem że mam dużo młodszą żonę, moją byłą studentkę. Idealistka. Bardzo ładna. Pisze teraz doktorat. W następnej scenie widzę że znalazła mój tekst. Widzę że nawet nie jest bardzo zła tylko strasznie rozczarowana i smutna. Zarzuca mi zdradę Partii, odchylenie prawicowe i koniunkturalizm. Bardzo chciałbym jej wszystko wytłumaczyć ale nie mogę - wiem że mam w mieszkaniu podsłuchy. Ciągnę ją za rękaw chcę jej to wyjaśnić w innym miejscu ale ona szarpie się i upada. Ociera krew z ust i wiem że myśli że ją specjalnie popchnąłem. Wybiega z domu.
Następny dzień. Wiem że nie wróciła na noc, wiem że kiedy byłem w pracy zabrała swoje rzeczy i zostawiła klucze. Klucze leżą na książce.
Dzwonię do towarzysza X podaję jakieś bzdurne, umówione wcześniej hasło oznaczające kłopoty. Według umowy mam czekać aż oddzwoni sekretarka i poda czas i miejsce spotkania. Oddzwania jakiś facet ze Służby Bezpieczeństwa, mam stawić się w jej siedzibie głównej, za 15 minut będzie po mnie kierowca.
Myślę sobie że już po mnie, pakuję walizkę do której wkładam pidżamę i szczoteczkę do zębów. Wydaje mi się że jak dobrze się spakuję to mnie pochwalą, będą lepiej traktować albo nawet puszczą wolno :P Do czytania zabieram oczywiście tą książkę.
Na miejscu czeka mnie niespodzianka. Nie zostaję aresztowany. Zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa (podobny do mojego szefa w realu) nalewa mi koniaczek i pokazuje donos napisany na mnie przez żonę. Demonstracyjnie go pali i podaje adres pod którym żona mieszka z jakimś facetem. To student filozofii. Nic między nimi nie ma ale (tu szefu do mnie mruga) w razie rozwodu można udowodnić jej romans. Czuję się zdradzony nawet nie tym że mieszka z jakimś gościem ale że ideologia była dla niej ważniejsza ode mnie. Całkowity brak lojalności.
Mówię szefowi żeby ich załatwili. Ten klepie mnie w ramię i zapewnia że studenciaka aresztują za coś i wywalą z uczelni a ją zgarną za mieszkanie bez zameldowania.
Teraz jednak nie można czekać - mam jechać do drukarni w jutrzejszej gazecie ma się ukazać mój artykuł. Dostaję tylko kartkę na której są napisane nazwiska które trzeba w nim dodać oraz te które mają zniknąć. Towarzysz X sam zatwierdził poprawki. Zmian mam się nauczyć na pamięc a kartkę zjeść. Szefu podaje koniak do popicia i bacznie mnie obserwuje.

Następna scena - stoję przed drzwiami małego, wiejskiego domku. Wiem że minęło sporo czasu, że to jest rodzinny dom żony, i wiem że ona tam jest. Chcę wszystko wyjaśnić i mam nadzieję że do mnie wróci. Otwiera jej matka nie chce wpuścić, kłócimy się. W końcu teściowa mówi że żona nie żyje, popełniła samobójstwo, łyknęła tabletki.
Jestem w szoku i dlatego nie reaguję kiedy opowiada że lekarze początkowo twierdzili że nic jej nie będzie, że wystarczy płukanie żołądka a kilka godzin później zadzwonili z informacją że nie żyje. Nie reaguję kiedy zarzuca mi że miałem z tym coś wspólnego. Nie chcę słuchać, wybiegam z domu ale ciągle jakieś meble i sprzęty domowe mi zagradzają drogę. W końcu udaje mi się uciec.

W gabinecie szefa Służby Bezpieczeństwa (przestał być zastępcą) robię mu awanturę. Nie życzę sobie ukrywania przede mną informacji. Szefu łagodnie tłumaczy że to dla mojego dobra. Mówi że bycie wdowcem to lepsze rozwiązanie niż bycie rozwodnikiem.
Pytam się czy mieli coś wspólnego ze śmiercią żony. Szefu zmienia ton. Towarzysz X jest teraz Pierwszym Sekretarzem. Jego propozycje na nowych członków KC nie są jeszcze oficjalne i mogą się zmienić jeśli będę fikał. Mówi różne nieprzyjemne rzeczy, nie pamiętam wszystkich. Mięknę.

Siedzę w korytarzu jakiegoś biura. Czerwony dywan, migająca jarzeniówka, przede mną stolik z popielniczką wypełnioną petami, na nim leży gruba książka w szarej obwolucie. Zamiast tytułu ma tylko napisane "BRECHT". Na zewnątrz socrealistyczne, ponure budynki, szeroka pusta droga a wszystko zasypane śniegiem. Wiem że nikt na mnie nigdzie nie czeka.

Brak powiązanych.
Vespera

Smutny sen, ale niezwykle realistyczny. Zgaduję, że pozostawił po sobie mocne wrażenie.

Volkh

@Vespera: Tak. Jakiś rozbity psychicznie teraz jestem. Drugi raz w życiu mam tak sugestywny i rozbudowany sen.

Vespera

@Volkh: Twoja podświadomość nieźle zaszalała.

Volkh

@Vespera: Raczej zbyt ciężka kolacja i zbyt dużo kina moralnego niepokoju. Kieślowski czkawką mi się teraz odbija. Nawet ujęcia we śnie były podobne do Dekalogu czy Amatora.

Kuraito

Na literaturze za bardzo się nie znam, ale wiem, że Brecht to niemiecki komunistyczny pisarz.
Jakieś związki czy raczej przypadkowo się znalazł w tym śnie?

Volkh

@Kuraito: Nie mam pojęcia. Brechta urywki czytałem dawno temu.