O wegetarianizmie
Kiedyś miałem problem z jelitami i miałem taką dietę: ryż, brokułkę, gotowane warzywka. I powiem wam, że od czasu do czasu zdarzał się kurczaczek duszony, gotowany właściwie. To była wtedy dla mnie uczta. Marcheweczka, marchewczka, brokułki, czasem kurczaczek. Tylko jedna rzecz. Jak normalny człowiek może wyżyć o samych warzywach. BEZ MIĘCHA
Może i nie jesteście w sektach, jecie nabiał, ale mięsa nie jecie. To wszystko jest fajne, nie, jest to jeden miesiąc, jest to drugi miesiąc, inaczej. Miałem tę dietę, nie mogłem jeść nabiału. A nabiał to zajebista rzecz, wam to może nieznane, jest coś takiego jak kotleciki sojowe. Soja może spokojnie robić za mięcho. Ja kotlecik kupowałem i gotowałem w wywarze warzywnym i smakowało prawie jak mięso.
No ale własnie, kotleciki sojowe, smaczne, substytut mięsa.
Ale cały czas zachodzę w głowę. Chodzi mi o to: jak można odmówić sobie zajebistej przyjemności zjedzenia sobie małego kawałeczka mięsa?
Ja bardzo bym chciał nie zabijać, nie jeść mięsa, bo to humanitarne. Popieram tę całą ideologię niejedzenia mięsa. Ale trzeba sobie uświadomić jak twardą trzeba mieć psychikę, żeby odmówić sobie jedzenia mięsa.