Był blady jak niebo, bez cienia uśmiechu, jak wicher do lotu się rwał.
Zapragnął spróbować, sam sobie na przekór, więc stanął na szczycie wśród skał.
Szum morza złowieszczy dobiegał z oddali, jak gdyby miał skończyć się świat.
On jednak nie widział ni burzy, ni fali gdy skrzydła rozwijał na wiatr.